⚽ Nie Wierze W Kościół
Na program duszpasterski Kościoła w Polsce na lata 2022/23 składa się pięć zeszytów tematycznych. Trafiają one do diecezji, a potem do parafii. Pierwszy z zeszytów jest teoretyczny, drugi pomaga w tworzeniu homilii, trzeci jest poświęcony liturgii, czwarty pomaga w formacji członków parafialnych rad duszpasterskich i w pracy z
I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych; a Królestwu Jego nie będzie końca. Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi, który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę; który mówił przez proroków. Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół.
Sobór Trydencki wyraźnie już odróżnia między Credo in Unum Deum a Credo Ecclesiam i w swoim katechizmie mówi: „Nie powinniśmy tam samo wierzyć w Kościół, jak wierzymy w Boga. Wierzymy, że istnieje Kościół, ale nie wierzymy w Kościół”.
W Wieczerniku, przed swoją męką, Jezus mówi do Piotra: „kiedy się nawrócisz, umacniaj twoich braci” (Łk 22, 32), to znaczy w wierze w Chrystusa, Syna Boga żywego (Mt 16, 16). Tylko w ten sposób jest on skałą, na której Jezus buduje swój Kościół, którego bramy piekielne nie przemogą.
Medytacje ewangeliczne z dnia 27 maja 2019 r., Poniedziałek. Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku. To wam powiedziałem, abyście się nie załamali w
Wydawnictwo Świętego Wojciecha. Liczba stron. 176. Język publikacji. polski. 19, 90 zł. 23,89 zł z dostawą. Produkt: Religia Wierzę w Kościół Klasa 6 Podręcznik Danuta Jackowiak, Jan Szpet. dostawa we wtorek.
Hasłem, które mu towarzyszyło w trakcie podróży, były słowa "Trwajcie mocni w wierze". Benedykt XVI do duchowieństwa: Wierzcie w moc waszego kapłaństwa! "Nie możemy ulec pokusie
W związku z tym trzeba się zmotywować, zmobilizować do tego dzieła odnowy Kościoła. Tutaj Komisja Duszpasterstwa KEP uznała, że dobrym przygotowaniem będzie przede wszystkim pobudzenie i umocnienie wiary w Kościół. Tym bardziej, że ta wiara w Kościół jest w dość głębokim kryzysie – mówił duchowny. Jak też zwrócił
Te prawdy zawarte są w trzech słowach, składających się na wyznanie: „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. 2. „Wierzę” Wiara w Kościół łączy się ze świętością Kościoła, która nie opiera się na etycznym wymiarze życia jego członków, ale na świętości Jezusa oraz prowadzących do świętości Jego słów i sakramentów.
Książka Wierzę w Kościół 6. Religia. Karty pracy. Szkoła podstawowa autorstwa Opracowanie zbiorowe, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Wierzę w Kościół 6. Religia. Karty pracy. Szkoła podstawowa. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
Wierzę w Kościół Chrystusowy. „ Projekt programu duszpasterskiego na rok liturgiczny 2022/2023, pod hasłem ‘Wierzę w Kościół Chrystusowy’, wyrasta z analizy aktualnej sytuacji Kościoła i dość powszechnego uznawania jej, nie tylko pośród duchownych, za wyjątkowo trudną. By nie ulec frustracji czy wręcz rezygnacji z
Wsłuchaj się w Jego głos, zaproszenie skierowane specjalnie do Ciebie…***Kościół w pierwotnym i zarazem podstawowym znaczeniu określał zgromadzenie osób, lud wybrany przez Pana Boga. Wspólnota, którą Pan Bóg prowadzi, o którą się troszczy, którą czasami upomina i karci, ale przede wszystkim obdarza swoją Ojcowską miłością.
CYARUY3. Nigdy nie wierzyłam w Boga. Kiedyś nawet bardzo się starałam uwierzyć, zazdrościłam moim koleżankom w podstawówce ich wiary. Dumnie nosiły na palcach obrączki Rycerstwa Maryi, gorliwie modliły się w czasie mszy, chodziły na spotkania. Raz nawet pojechałam na „wakacje z Bogiem”. Ten wyjazd do Kamienicy Królewskiej wspominam koszmarnie. Czułam się jak kwiatek przy kożuchu, jak piąte koło u wozu, jak czarna owca, która mimo najszczerszych chęci nie potrafi uwierzyć. Mój ojciec jest zadeklarowanym ateistą. Pamiętam, kiedy jako dziecko pytałam go o to, co stanie się z nami po śmierci mówił: „nic”. Nigdy nie widziałam, żeby moja mama się modliła, do kościoła przychodziła tylko na uroczystości jako gość. Zostałam ochrzczona, przyjęłam komunię i bierzmowanie, bo wszyscy przyjmowali. Skoro nie byliśmy innego wyznania, to znaczy, że byliśmy katolikami – tak się przyjęło. To nic, że nikt w mojej rodzinie nie chodził do kościoła, nie przyjmowaliśmy kolędy, nie modliliśmy się. Katolicy. Taki worek, w który upchnięci byli również niewierzący. I przyszedł moment, w którym zapragnęłam z tego worka wyjść i zacząć normalnie oddychać. Bez presji społecznej, bez „powinnam”, bez „wypada”. Dojrzałam do tego, by powiedzieć głośno – NIE WIERZĘ W BOGA. Ale po kolei… Pierwszy raz spróbowałam się zbuntować w pierwszej klasie liceum. Na lekcję religii przyszedł ksiądz, który po wejściu do klasy zadał nam pytanie: „czy wierzycie w horoskopy?”. Zgłosiło się nas kilkanaście osób. Ksiądz wpadł w furię. Zaczął nas wyzywać od pomiotów szatana, spadł na nas grad obelg i inwektyw. Wyszłam. I powiedziałam, że nie wrócę. Nie wróciłam. Lata 90-te to był czas, w którym nie było to popularne, ale nie interesowało mnie to. Nie chciałam w tym uczestniczyć, więc tak się stało. To nie był jednak koniec moich relacji z kościołem. W 2003 roku, w wieku 23, lat wzięłam z moim obecnym mężem ślub kościelny. On również nie chodził na religię w technikum, miał podobne stosunki z kościołem jak ja, ale mimo wszystko zdecydowaliśmy się na ślub konkordatowy. Dlaczego? Nie wiem. Może dla białej sukni, kwiatków i Ave Maria? Było pięknie, doniośle, magicznie… Dziś nie zdecydowałabym się na taki ślub. Dziś byłby to ślub cywilny, być może na jakiejś pięknej plaży albo w ogrodzie. Już wtedy miałam poczucie, że przysięgam człowiekowi, z którym chcę spędzić życie, mężowi, a nie Bogu, w którego nie wierzę. Igora ochrzciliśmy, kiedy miał kilka miesięcy. Tak się robiło. Formalnie byliśmy przecież katolikami, więc „wypadało” go ochrzcić. Podobnie było z Olivierem, choć tu ociągałam się już i pamiętam, że przyjął chrzest, gdy był dość duży – na pewno już chodził. Żałuję. Nie powinnam była tego robić. Olivier kategorycznie odmówił uczestnictwa w zajęciach religii po drugim spotkaniu z katechetką w przedszkolu. Powiedział, że nie i koniec. Nie zmuszałam go, szczególnie, że już wtedy dość wyraźnie widziałam jak daleko jestem od kościoła. Po pierwszym spotkaniu w sprawie komunii Igora nasz najstarszy syn sam zdecydował, że nie chce w tym brać udziału. Zrezygnował też z chodzenia na religię. Dziś myślę, że było to naturalną konsekwencją tego, że wychowują się w domu, w którym wszyscy są ateistami. Religię katolicką traktujemy jako jedną z wielu. Mamy znajomych i przyjaciół różnych wyznań, na całym świecie – protestantów, prawosławnych, muzułmanów, buddystów. Szanujemy ich wiarę. Podobnie jak szanujemy wiarę katolicką. Szanuję ludzi wierzących, w co by tam nie wierzyli, ale pod warunkiem, że ich wiara jest prawdziwa, a nie na pokaz. Dla tych, którzy rzeczywiście żyją zgodnie z zasadami wyznawanej religii i miłości do bliźniego. Niestety znam wiele osób, które deklarują prawdziwą wiarę, a swoim postępowaniem, postawą, stosunkiem do ludzi przeczą jej podstawowym założeniom. Brzydzę się taką obłudą. Powiedzenie „modli się pod figurą, a diabła ma za skórą” bardzo dobrze określa tych, którzy są złymi ludźmi, a pod przykrywką gorliwej wiary potrafią krzywdzić innych, są obojętni na drugiego człowieka, żyją w kłamstwie, braku poszanowania i tolerancji, zaślepieni doktryną. Zawsze przeszkadzało mi w kościele to, że było tam tak smutno. Ludzie zawodzili żałośnie, było ciemno, zimno, nieprzyjaźnie, księża wywyższali się i traktowali ludzi z góry. Z podziwem patrzyłam na baptystów, którzy z radością tańczyli i śpiewali, jakby byli na imprezie u swojego Pana. Kiedy już jako dorosła osoba zaczęłam orientować się, ile w tej instytucji zła, przestępstw tuszowanych latami, pedofilii, w jaki sposób kościół próbuje mieszać się w politykę, jak korzysta z pieniędzy, które odprowadzamy do budżetu w postaci podatków, jak tragiczny w skutkach jest celibat, który, dla pieniędzy, ingeruje w naturalne i podstawowe potrzeby człowieka, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że nie chcę być tego uczestnikiem – ani biernym, ani tym bardziej czynnym. Niektórzy powiedzą, że przecież kościół to nie Bóg, że można wierzyć, a jednocześnie nie akceptować doktryny kościoła i postępowania kleru. Być może. Jeśli się jednak nigdy nie wierzyło, a religia jawi się jako mit, coś, co ludzie wymyślili, by móc zawierzyć jakieś sile wyższej to, na co nie mają wpływu, to postępowanie kościoła bulwersuje jeszcze mocniej. Do tego stopnia, że człowiek nie ma ochoty mieć z nim nic wspólnego. Czy bałam się o dzieci, kiedy zrezygnowaliśmy z religii w szkole, tego, że będą wyśmiewane czy prześladowane? Ani trochę. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i poruszyłabym wszelkie instytucje, by na to nie pozwolić. Kiedy Igor był w drugiej klasie, przyszedł któregoś dnia do domu (wtedy chodził jeszcze na religię) i powiedział, że ksiądz bił dzieci w czasie lekcji. Ciągnął za uszy, robił „kokosy” na głowie, wyrzucał piórniki do śmietnika. Zagotowałam się. Najpierw zadzwoniłam do wychowawczyni. Następnego dnia udało jej się ustalić, że nasz syn mówił prawdę, ale dzieci bały się o tym powiedzieć. Jakie szczęście, że on się nie bał! Jacek pojechał do szkoły porozmawiać z dyrekcją. Kilka dni później ksiądz przestał być pracownikiem szkoły – po wezwaniu przez Radę Rodziców zrezygnował sam. Nadal jednak jest proboszczem w parafii. Nie będę powtarzać plotek, choć wiem, że są prawdziwe, ale to żaden autorytet dla kogokolwiek. Trzy lata temu podjęłam decyzję o całkowitym odcięciu się od kościoła. Żadnych mszy, święcenia jajek, żegnania się w trakcie zwiedzania katedry czy wizyty na cmentarzu, żadnych „szczęść Boże” na widok księdza i innych gestów i zwrotów, którymi zostaliśmy zindoktrynowani jako dzieci. Dlaczego zatem obchodzę święta? Bo to element tradycji. Nie ma dla mnie nic wspólnego z wiarą. Śmieszy mnie wręcz jak wierzący oburzają się na to. Sami obchodzą święta nie tak jak stanowi o tym ich religia, tylko tak, jak się tradycyjnie przyjęło. Nie skromnie, tylko z obżarstwem, alkoholem, choinką i oglądaniem Kevina. Z Mikołajem i prezentami. A w Wielkanoc z zającem, żurkiem i śmigusem dyngusem. To nie są katolickie obchody. Dla mnie mogłyby być każdego innego dnia w roku, a świętuję, bo jest to nasza, polska tradycja. Nie czuwam, nie chodzę na pasterkę, nie uczestniczę w mszach, nie przyjmuję kolędy, nie święcę pokarmów, nie czytam Pisma Świętego, pod obrus kładę łuski karpia na szczęście. Kupuję tonę prezentów, jeśli mam za co i jem pyszności. Żurek i bigos nie są elementem świętowania zmartwychwstania moi Drodzy. Ot i cała tajemnica świąt u niewierzących. Potrzeba mi było wielu lat, żeby w kraju, który jest współrządzony (albo i rządzony) przez kościół powiedzieć „nie wierzę”. Żeby być osobą publiczną, która powie „nie wierzę”. To nadal wielkie tabu, choć wiem, że jest nas – niewierzących – coraz więcej. Piszecie do mnie w listach, że czujecie podobnie, ale brak Wam odwagi. Bo co powie teściowa, co powie ksiądz, co powiedzą rodzice kolegów ze szkoły. A my proszę Państwa żyjemy dla siebie. Nie dla innych. I nie po to, by spełniać czyjeś oczekiwania. Z racji tego, jak zostaliśmy wychowani, tak często robimy jeszcze to, co „wypada”, nawet jeśli kłóci się to z tym, co czujemy i w co naprawdę wierzymy. Mam nadzieję, że nasze dzieci już nie będą miały tego kagańca. Jeśli będą chciały w coś wierzyć, to dlatego, że to poczują, a nie dlatego, że ktoś coś na nich wymógł, do czegoś je zmusił, przystosował. Staram się być dobrym człowiekiem. Dobrym, nie znaczy uległym i bezrefleksyjnym. Nauka bezspornie udowadnia to w jaki sposób powstało życie i świat, który znamy i bynajmniej nie trwało to 7 dni. Nauki kościoła są dla mnie zwykłymi mitami, bajkami, fikcją literacką, nie są poparte żadnymi dowodami, argumentami, niczym na czym można się oprzeć. To, co zawiera Biblia, to czego naucza kościół zaprzecza racjonalnej wiedzy o człowieku i świecie. Teologia nie jest nauką. Jako racjonalistka nie umiałam, nie umiem i nie będę umiała uwierzyć w istnienie żadnego boga (wcześniej Bóg pisałam wielką literą, z szacunku do moich prawdziwie wierzących czytelników). Nie lubię, gdy ktoś próbuje mnie nawracać, bo wiara nie jest dla mnie czymś do czego można kogoś przekonać. Przekonać można kogoś do faktów, a religia nie jest faktem. Jest oparta na domysłach, przekazie (podobnie jak legendy czy mity), katechezie (czyli nauczaniu wiary) i zaprzeczaniu rzeczywistości. Rozumiem, że ludziom jest łatwiej wierzyć, że jest ktoś/ coś, kto/co ma moc sprawczą, jest siłą wyższą, pomaga, prowadzi, można się do niego zwrócić. Zawsze tak było. Swoich bogów miały plemiona, mieli starożytni Grecy i Rzymianie, ale ich bogowie są dla nas dziś bohaterami bajek – lektur szkolnych. I Bóg katolicki tak samo kiedyś będzie takim właśnie baśniowym bohaterem naszej epoki. Już pokolenie naszych dzieci raczej nie będzie chciało kontynuować tego kultu. Teraz żyję w zgodzie ze sobą. Ze swoimi przekonaniami, z tym co myślę i czuję. Pomagam innym, całe dorosłe życie jestem żoną jednego męża, matką trójki dzieci. Żyję uczciwie w stosunku do siebie i ludzi. Nie namawiam nikogo do odejścia od wiary. Namawiam do tego, by nie być hipokrytą i nie żyć w zakłamaniu. By być w porządku wobec siebie i innych. By kochać bliźniego, jak siebie samego. By szanować innych bez względu na to, w co wierzą, jeśli nikogo nie krzywdzą. Tyle ode mnie. Peace & Love Anna Jaworska – MumMe
Autorstwa Michelle, Cameroon Moja rodzina była zawsze bardzo biedna, więc marzyłam o tym, aby zostać dyrektorem banku i mieć określoną pozycję w społeczeństwie, aby już nie brakowało nam tak bardzo pieniędzy. Kiedy skończyłam studia i zaczęłam szukać pracy, rozesłałam mnóstwo ofert, ale wcale nie było łatwo i nigdy nie znalazłam takiej posady, jaką chciałam. Ciągle dostawałam przeciętne, niskopłatne stanowiska. W roku 2019 przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych i po pewnym czasie zaczęłam pełnić w kościele obowiązek podlewania współbraci w wierze. Myślałam, że jeśli będę się starała ze wszystkich sił dla Boga, z pewnością mnie pobłogosławi i pomoże mi znaleźć dobrą posadę. Pełniąc swoje obowiązki w kościele, wciąż wysyłałam więc podania o pracę. W końcu, w czerwcu 2021 roku, zadzwonił do mnie przedstawiciel pewnej firmy, który zaprosił mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Weszłam do internetu, by sprawdzić, co to za przedsiębiorstwo, i okazało się, że to międzynarodowa firma, której dyrektor naczelny dokonuje inwestycji na całym świecie. Był też właścicielem dużego banku, dla którego chciałam niegdyś pracować, ale nigdy nie zaproszono mnie na rozmowę. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś ta firma sama odezwie się do mnie i zaprosi mnie na spotkanie w sprawie pracy. Była to więc miła niespodzianka. Czułam, że to Bóg daje mi szansę, a jeśli będę mogła pracować w tej międzynarodowej firmie, będzie to znak, że mi błogosławi. Powiedziałam sobie, że tym razem na pewno mi się uda i dostanę kierowniczą pensję, ponieważ Bóg mi dopomoże. Byłam wielce podekscytowana, że wreszcie mam szansę dostać swoją wymarzoną posadę, która sprawi, że uznam, iż było warto zdobywać stopień magistra, na który tak ciężko pracowałam. Zaczęłam sobie wyobrażać, jak moje życie niebawem się zmieni: będę miała mnóstwo pieniędzy, własny dom i będę mogła kupić, co tylko zechcę. Myślałam, że będę mogła podróżować po świecie i odpowiednio zadbać o rodzinę, a zwłaszcza o moich rodziców. Sądziłam, że kiedy już zacznę tam pracować, wszystko zmieni się na lepsze. Kiedy przyszłam na rozmowę, zorientowałam się, że jest troje kandydatów, i zaczęłam się bać, że mnie nie wybiorą, lecz wtedy powiedziałam sobie: „Nie, to ja dostanę tę posadę. Jestem dzieckiem Boga i On z pewnością mnie pobłogosławi. Bez względu na wszystko, Bóg zachowa to stanowisko dla mnie”. Wierzyłam również trochę we własne umiejętności. Podczas rozmowy odpowiedziałam na wszystkie pytania, a mój rozmówca powiedział mi, że zadzwonią do mnie w ciągu pięciu dni, jeśli mnie wybiorą. Byłam pewna, że tak właśnie się stanie. Pięć dni później niecierpliwie czekałam na telefon, ale nikt nie zadzwonił przez cały dzień. Minął tydzień, i wciąż nie było telefonu od tej firmy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że wybrano kogoś innego. Byłam załamana i zaczęłam zapytywać samą siebie, co ze mną nie tak, i dlaczego mi się nie powiodło. Zdałam się na Boga i modliłam się do Niego, więc dlaczego mi się nie udało? Odczuwałam wielką słabość oraz zniechęcenie, i zaczęłam obwiniać Boga o własne niepowodzenie. Wierzyłam w Niego już ponad dwa lata i przez cały ten czas należycie wypełniałam swoje obowiązki. Ngdy nie odeszłam od Boga ani nie zrezygnowałam z pełnienia swego obowiązku. Dlaczegóż zatem nie chciał obdarzyć mnie łaską i błogosławieństwami? Popadałam w coraz większy smutek i przygnębienie, do tego stopnia, że przez cały tydzień nie chodziłam na zgromadzenia ani nie czytałam słów Bożych. Gdy kontaktowali się ze mną bracia i siostry, bardzo mnie to irytowało i nie chciałam im odpowiadać ani z nimi rozmawiać. Na nic nie miałam zresztą ochoty i nie chciało mi się nawet wychodzić z domu. Przestałam wypełniać swoje ewangelizacyjne obowiązki i dzielić się słowami Boga z braćmi i siostrami. Całymi dniami nie wychodziłam z pokoju, zupełnie pozbawiona motywacji i celów. Nie chciało mi się nawet jeść. W zaledwie kilka dni straciłam na wadze. Pewnego dnia usłyszałam hymn ze słów Bożych: „Tym, czego Bóg pragnie w próbach, jest szczere serce człowieka”. „Kiedy Bóg poddaje ludzi próbom, jaką rzeczywistość pragnie stworzyć? Bóg nieustannie prosi, aby ludzie oddawali Mu swoje serca. Kiedy Bóg poddaje cię próbie, widzi On, czy twoje serce jest przy Nim, czy też przy ciele i szatanie. Kiedy Bóg poddaje cię próbie, widzi, czy stoisz w opozycji do Niego, czy też zajmujesz stanowisko, które jest z Nim zgodne, i widzi, czy twoje serce jest po Jego stronie. Kiedy jesteś niedojrzały, a stajesz w obliczu próby, masz niewiele pewności siebie i nie wiesz dokładnie, co powinieneś zrobić, aby wypełnić Boże intencje, ponieważ twoje zrozumienie prawdy jest ograniczone. Jednakże jeśli mimo tego potrafisz autentycznie i szczerze modlić się do Boga, jeśli gotów jesteś oddać Mu serce, uczynić Boga swoim Panem i masz w sobie chęć ofiarowania Bogu wszystkiego, co uważasz za najcenniejsze – to oznacza, że oddałeś Bogu swoje serce. W miarę, jak będziesz słuchał kolejnych kazań i rozumiał coraz więcej prawdy, twoja postawa również będzie stopniowo dojrzewać. Standard, którego Bóg będzie wówczas od ciebie wymagał, nie będzie taki sam jak wtedy, gdy byłeś niedojrzały; teraz będzie On wymagał od ciebie więcej. Kiedy ludzie stopniowo oddają swoje serca Bogu, ich serca powoli się do Niego zbliżają; a gdy ludzie potrafią prawdziwie zbliżyć się do Boga, w ich sercach wzrasta coraz większa cześć dla Niego. Takiego właśnie serca pragnie Bóg” („Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Wtedy zrozumiałam, że gdy Bóg poddaje ludzi próbie, obserwuje ich serca: patrzy, na czym im zależy, i czy podporządkowują się Bogu w okolicznościach, jakie dla nich stworzył. Ja zaś, zamiast ofiarować Bogu swoje serce, myślałam tylko o tym, jak się Nim posłużyć, aby spełnić swe własne pragnienia. Kiedy nie dostałam tej posady, bogactwa i dóbr materialnych, których pragnęłam, moja wiara osłabła, nie chciałam uczestniczyć w zgromadzeniach ani pełnić swego obowiązku. Była to zdrada wobec Boga i mogłam utracić swoje świadectwo o Nim w tej sytuacji. Zaczęłam więc się modlić: „Boże Wszechmogący, Ujawniłeś, że nie jestem Ci oddana i nie jestem wobec Ciebie szczera. Nie wytrwałam przy świadectwie o Tobie ani Ci się nie podporządkowałam. Boże, proszę, zmiłuj się nade mną. Pragnę okazać skruchę”. Po tej modlitwie poczułam znacznie większy spokój i zaczęłam odpowiadać na wiadomości od braci i sióstr. Jedna z nich spytała mnie, w jakim jestem stanie, i powiedziałam jej o wszystkim, przez co ostatnio przechodziłam. Wówczas przesłała mi następujący fragment słów Bożych: „Nikt nie przechodzi przez całe życie bez cierpienia. Dla niektórych ludzi ma ono związek z rodziną, dla niektórych z pracą, dla innych z małżeństwem, a dla jeszcze innych z chorobą fizyczną. Każdy cierpi. Niektórzy mówią: »Dlaczego ludzie muszą cierpieć? Jak wspaniale byłoby przeżyć całe życie spokojnie i szczęśliwie. Czy nie możemy nie cierpieć?«. Nie – każdy musi cierpieć. Cierpienie powoduje, że każdy człowiek doświadcza niezliczonych doznań fizycznego życia, niezależnie od tego, czy doznania te są pozytywne czy negatywne, aktywne czy bierne. Cierpienie przynosi ci różne uczucia i możliwości docenienia, które dla ciebie składają się na doświadczenie życiowe. Jeśli na ich podstawie będziesz umiał szukać prawdy i zrozumieć wolę Bożą, to będziesz się coraz bardziej zbliżać do standardu, jakiego wymaga od ciebie Bóg. To jest jeden aspekt, który również ma na celu uczynienie ludzi bardziej doświadczonymi. Innym aspektem jest odpowiedzialność, którą Bóg daje człowiekowi. Jaka to odpowiedzialność? Musisz przejść przez to cierpienie, znieść je, a jeśli podołasz, stanie się to świadectwem, a nie powodem do wstydu” („Dopiero gdy uporządkujesz swoje koncepcje, możesz wejść na właściwą ścieżkę wiary w Boga (1)” w księdze „Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Ze słów Boga dowiedziałam się, że każdy, czy to wierzący, czy niewierzący, toczy w swym życiu jakieś zmagania, a cierpienie jest częścią życia. Cierpienie zaś nie jest wcale pozbawione wartości. Może bowiem wzbogacić moje doświadczenie i zbliżyć mnie do Boga. Mogę przyjść przed Jego oblicze, by poszukiwać prawdy i Jego woli. Zostaliśmy tak dogłębnie skażeni przez szatana, że wszyscy jesteśmu chciwi, pragniemy sławy, uganiamy się za statusem oraz świetlaną przyszłością i nie miłujemy prawdy. Jeśli będziemy wiedli beztroski żywot pośród wszelkich wygód, będziemy tylko coraz bardziej oddalać się od Boga i będziemy coraz bardziej zepsuci. Uznałam, że Bóg pozwolił, by mnie to spotkało, abym stanęła przed Nim na modlitwie i zaczęła szukać prawdy, abym zyskała prawdziwą wiarę w Boga i zbliżyła się do Niego. Gdy pojęłam szczere intencje Boga, nie chciałam już zmagać się z tą sytuacją, tylko bez względu na to, co będzie dalej, chciałam okazywać Bogu absolutne posłuszeństwo i pozostać Mu oddaną. Potem przeczytałam kolejny fragment słów Bożych. Bóg Wszechmogący mówi: „Ludzie w swych doświadczeniach życiowych często myślą sobie: porzuciłem swoją rodzinę i karierę dla Boga, a co On mi dał? Muszę to podsumować i potwierdzić: czy otrzymałem ostatnio jakieś błogosławieństwa? W tym czasie dużo dałem z siebie, wysilałem się i wysilałem, i wiele wycierpiałem – czy Bóg dał mi w zamian jakieś obietnice? Czy pamiętał moje dobre uczynki? Jaki będzie mój koniec? Czy mogę otrzymać Boże błogosławieństwa?… Każdy człowiek stale dokonuje takich kalkulacji w swoim sercu i ludzie kierują do Boga żądania wynikające z tych motywacji, ambicji i transakcyjnej mentalności. To znaczy, że w swoim sercu człowiek nieustannie sprawdza Boga, nieustannie wymyśla plany dotyczące Boga i nieustannie spiera się z Bogiem o swój koniec, a także próbuje wydobyć od Boga oświadczenie, sprawdzając, czy Bóg może dać mu to, czego chce, czy nie. Człowiek jednocześnie podąża za Bogiem i nie traktuje Boga jak Boga. Człowiek zawsze starał się targować z Bogiem, nieustannie stawiając Mu wymagania, a nawet naciskając na Niego na każdym kroku, próbując wziąć kilometr po otrzymaniu centymetra. W tym samym czasie gdy człowiek próbuje targować się z Bogiem, również spiera się z Nim, a są nawet ludzie, którzy, gdy spotykają ich próby lub znajdują się w pewnych sytuacjach, często stają się słabi, bierni i leniwi w swojej pracy, i pełni skarg na Boga. Człowiek, od czasu, gdy po raz pierwszy zaczął wierzyć w Boga, uznał Boga za róg obfitości, szwajcarski scyzoryk, a samego siebie uznał za największego wierzyciela Boga, tak jakby próby uzyskania błogosławieństw i obietnic od Boga były jego nieodłącznym prawem oraz obowiązkiem, podczas gdy obowiązkiem Boga było chronić i dbać o człowieka, i zaopatrywać go. Takie jest podstawowe zrozumienie »wiary w Boga« wszystkich tych, co wierzą w Boga, i takie jest ich najgłębsze zrozumienie pojęcia wiary w Boga. Od natury i istoty człowieka po jego subiektywne dążenie nie ma nic, co odnosi się do bojaźni Bożej. Cel człowieka w wierze w Boga nie może mieć nic wspólnego z oddawaniem czci Bogu. To znaczy, że człowiek nigdy nie uważał ani nie rozumiał, że wiara w Boga wymaga bojaźni Bożej i oddawania czci Bogu. W świetle takich warunków istota człowieka jest oczywista. Jaka jest ta istota? Jest ona taka, że serce człowieka jest złośliwe, kryje w sobie zdradę i oszustwo, nie kocha uczciwości i sprawiedliwości i tego, co jest pozytywne, jest też nikczemne i chciwe. Serce człowieka nie może być bardziej zamknięte na Boga; człowiek w ogóle nie oddał go Bogu. Bóg nigdy nie widział prawdziwego serca człowieka ani nigdy nie był czczony przez człowieka. Bez względu na to, jak wielką cenę płaci Bóg, jakie dzieło wykonuje i ile daje człowiekowi, człowiek pozostaje na to wszystko ślepy i zupełnie obojętny. Człowiek nigdy nie oddał swego serca Bogu, chce tylko myśleć o swoim sercu, sam podejmować własne decyzje, których podtekstem jest to, że człowiek nie chce podążać drogą bojaźni Bożej i unikania zła ani być posłuszny suwerenności i ustaleniom Boga, ani też nie chce czcić Boga jako Boga. Taki jest dzisiejszy stan człowieka” („Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg (II)” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Słowa Boga ujawniały stan, w jakim naprawdę się znajdowałam, i sprawiły, że było mi strasznie wstyd. Wierzyłam w Niego tylko dla błogosławieństw, a choć ponosiłam koszty dla Boga, ostatecznie robiłam to tylko po to, by zostać przez Niego nagrodzoną. Służyłam Mu z zapałem, inwestując w wypełnianie swego obowiązku tak wiele czasu i energii, w nadziei, że Bóg mnie pobłogosławi i obdarzy swą łaską, i w końcu dostanę dobrze płatną posadę w branży, której dotyczyły moje studia. Wtedy zaś będę wiodła szczęśliwe życie i niczego nie będzie mi brakowało, i ani ja, ani moja rodzina nie będziemy już dłużej cierpieć. Tak właśnie myślałam, i taki był mój cel. Jednakże po ponad dwóch latach wiary w Boga te błogosławieństwa, do których uzyskania dążyłam, nadal się nie ziściły. Kiedy nie dostałam posady, którą miałam nadzieję otrzymać, opuścił mnie cały zapał do tego, by podążać za Bogiem i Mu służyć. Fakty te ukazały mi, że przez cały ten czas oszukiwałam Boga, usiłując robić z Nim interesy. Wyglądało to tak, jakbym ciężko dla Niego pracowała, uczęszczała na zgromadzenia i aktywnie wypełniała swój obowiązek, lecz tak naprawdę miałam swoje ukryte cele: chciałam zyskać więcej łaski i błogosławieństw od Boga. Oświecenie zawarte w słowach Bożych ukazało mi mój egoizm, wykazując, że myślałam tylko o sobie i swojej rodzinie, narzucając Bogu swoje wymagania i stawiając Mu wygórowane żądania. Wcale nie traktowałam Go jak Boga, i tak naprawdę wcale nie czciłam Boga w swojej wierze. Domagałam się od Niego zapłaty, jakby był moim dłużnikiem, każąc Mu obdarzać mnie szczególnymi łaskami i posługując się Nim do spełniania mych zachcianek. Bóg już dał nam życie i bez żadnych warunków obdarzył nas tak wieloma prawdami! Stał się ciałem i tak wiele wycierpiał, by zbawić nas, ludzi, skażonych przez szatana. A wszystko po to, abyśmy mogli zyskać prawdę, wyzbyć się skażenia i zostać w pełni zbawieni przez Boga. Boża miłość do nas jest przeogromna, i obdarzył nas tak wielką łaską! Ja jednak byłam ślepa na miłość Boga i w ogóle nie dbałam o Jego wolę. Umiałam jedynie stawiać żądania. Nie miałam rozumu ni sumienia! Słowa Boga zawsze ujawniają stany, w których rzeczywiście się znajduję. Jeśli będę wykorzystywać moje poświęcenia po to, by w zamian domagać się od Boga błogosławieństw, których pragnę, traktując mój obowiązek jak część jakiejś transakcji, tego rodzaju wiara i służba niczym nie będzie się różnić od pracy dla jakiegoś szefa w zewnętrznym świecie. Wówczas będzie to wszytko tylko po to, by dostać coś w zamian, i nie ma w tym za grosz szczerości. Później przeczytałam kolejny ustęp słów Bożych, z końcowego fragmentu książki „Dzieło Boga i praktykowanie przez człowieka”: „Bez względu na to, jak są wypróbowywani, wierność tych, którzy mają Boga w sercu, pozostaje niezmieniona, ale dla tych, którzy nie mają Boga w swoim sercu, gdy tylko dzieło Boże nie jest korzystne dla ich ciała, zmieniają swoje spojrzenie na Boga, a nawet odchodzą od Boga. Takimi są ci, którzy nie wytrwają do końca, którzy szukają tylko Bożych błogosławieństw i nie mają pragnienia, aby służyć Bogu i poświęcić się Mu. Tacy bezwartościowi ludzie zostaną wyrzuceni, gdy dzieło Boga dobiegnie końca i nie zasługują na żadne współczucie. Ci, którzy nie mają człowieczeństwa, nie są w stanie prawdziwie kochać Boga. Gdy środowisko jest bezpieczne lub gdy można osiągnąć zyski, są oni całkowicie posłuszni Bogu, ale gdy to, czego pragną, jest zagrożone lub ostatecznie odrzucone, natychmiast się buntują. Nawet w ciągu jednej nocy mogą przejść przemianę z uśmiechniętego, »życzliwego« człowieka w ohydnego i okrutnego zabójcę, traktując nagle wczorajszego dobroczyńcę jak śmiertelnego wroga bez widocznej przyczyny. Jeśli te demony nie zostaną wypędzone, demony, które zabiłyby bez mrugnięcia okiem, czy nie staną się źródłem skrytego zagrożenia?” („Słowo ukazuje się w ciele”). Słowa Boga mówią nam, że tylko ci, którzy mają w sercu miejsce dla Boga, potrafią wytrwać przy świadectwie pośród zsyłanych przez Niego prób, lecz ci, co nie mają Boga w sercu, myślą jedynie o własnych interesach. Kiedy zyskują jakieś wymierne, cielesne korzyści, zmuszają się do okazywania posłuszeństwa Bogu, ale kiedy tylko nie dostaną tego, czego chcą, zaczynają uważać Go za wroga, obwiniając Go i zdradzając. To właśnie tego rodzaju osób Bóg nienawidzi i wyeliminuje je, gdyż podobne są do demonów. Rozważając słowa Boga, zdałam sobie sprawę, że i ja byłam wszak kimś takim. Wierzyłam przecież właśnie dla błogosławieństw. Dopóki członkowie mojej rodziny byli zdrowi, a ja sama miałam dobrą pracę, byłam gotów ciężko pracować dla Boga. Jeśli jednak te sprawy nie układały się tak, jak chciałam, zbuntowałam się i zaczęłam narzekać na Boga. Nie miałam za grosz oddania i uległości wobec Niego. Zrozumiałam, że moja wiara w Boga nie była szczera; że oszukiwałam Boga i robiłam z Nim interesy, dla Niego zaś taka wiara nigdy by się nie liczyła. Bóg kompletuje właśnie grupę zwycięzców w dniach ostatecznych. Potrafią oni zwrócić się całym sercem ku Bogu i żyć tylko po to, by Mu zadośćuczynić. Gotowi są cierpieć dla Boga, i potrafią wytrwać pośród trudności, jak Hiob, aby świadczyć o Bogu. To ich właśnie Bóg na końcu udoskonali, i tylko oni zasługiwać będą na Jego pochwałę i błogosławieństwa. Hiob tak wiele wycierpiał, przechodząc próby, lecz nigdy nie obwiniał Boga o swe cierpienie. W gruncie rzeczy ani na chwilę nie zachwiał się w swej wierze w Boga, a kiedy stracił wszystkie swe dzieci i cały dobytek, wciąż potrafił chwalić imię Boże i podporządkowywać się władzy Boga. W ten sposób niósł o Nim donośne świadectwo. Dla porównania jednak ja byłam naprawdę daleka od spełnienia Bożych wymagań. Pewnego dnia przeczytałam następujący ustęp słów Bożych, z końcowego fragmentu książki „Wobec kogo jesteś lojalny?”. „Gdybym miał teraz położyć przed wami trochę pieniędzy i dał wam wolność wyboru – i gdybym nie potępił was za wasz wybór – wtedy większość z was wybrałaby pieniądze i porzuciła prawdę. Ci lepsi z was odrzuciliby pieniądze i niechętnie wybrali prawdę, podczas gdy ci pośrodku wzięliby pieniądze do jednej ręki, a prawdę do drugiej. Czy w ten sposób wasza prawdziwa natura nie stałaby się widoczna jak na dłoni? Wybierając pomiędzy prawdą i czymkolwiek innym, wobec czego jesteście lojalni, wszyscy dokonalibyście tego wyboru, a wasza postawa pozostałaby niezmieniona. Czyż tak nie jest? Czyż pośród was nie ma wielu, którzy wahali się pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe? W starciach pomiędzy pozytywnym i negatywnym, czarnym i białym, na pewno jesteście świadomi, jakich wyborów dokonaliście pomiędzy rodziną i Bogiem, dziećmi i Bogiem, pokojem i chaosem, bogactwem i ubóstwem, wysoką pozycją i przeciętnością, poczuciem przynależności i wykluczeniem itd. Wybierając pomiędzy szczęśliwą rodziną i rozbitą rodziną, z pewnością bez wahania wybraliście tę pierwszą; wybierając pomiędzy bogactwem i obowiązkiem, ponownie bez mrugnięcia okiem wybraliście to pierwsze, i brak wam nawet chęci, by powrócić do brzegua; wybierając pomiędzy luksusem i niedostatkiem, wybraliście luksus; wybierając pomiędzy waszymi synami, córkami, żonami, mężami a Mną, wybraliście tych pierwszych; a wybierając pomiędzy pojęciem i prawdą, ponownie wybraliście to pierwsze. W obliczu wszelakich waszych nagannych uczynków, zwyczajnie utraciłem wiarę, którą w was pokładałem. Po prostu zdumiewa Mnie, że wasze serca są tak oporne na to, by je zmiękczyć. Wygląda na to, że lata oddania i usilnych starań przyniosły Mi tylko wasze porzucenie i waszą rozpacz, lecz Moja nadzieja co do was rośnie z każdym mijającym dniem, ponieważ Mój dzień już dawno został w całości objawiony każdemu. Jednak wy upieracie się przy szukaniu rzeczy mrocznych i złych i nie chcecie wypuścić ich z ręki. A skoro tak, to jaki będzie wasz wynik? Czy kiedykolwiek starannie się nad tym zastanowiliście? Gdyby poproszono was, żebyście wybrali jeszcze raz, jakie byłoby wasze stanowisko? Czy ponownie wybralibyście »to pierwsze«? Czy wciąż przynosilibyście Mi rozczarowanie i godny pożałowania smutek? Czy wasze serca wciąż posiadałyby tylko odrobinę ciepła? Czy wciąż nie wiedzielibyście, co zrobić, by pocieszyć Moje serce? Co byście wybrali w tej chwili? Czy podporządkujecie się Mym słowom, czy raczej będziecie nimi zmęczeni? Mój dzień został objawiony waszym oczom, a to, przed czym stoicie, jest nowym życiem i nowym punktem wyjścia. Jednak muszę wam powiedzieć, że punkt ten nie jest początkiem nowego dzieła z przeszłości, ale raczej zwieńczeniem starego dzieła. Oznacza to, że jest to akt ostatni. Sądzę, że wszyscy rozumiecie, dlaczego ów punkt wyjścia jest wyjątkowy. Pewnego dnia, już niedługo, wszyscy pojmiecie jednak jego prawdziwe znaczenie. Przejdźmy zatem dalej i powitajmy nadejście finału!” („Słowo ukazuje się w ciele”). Słowa Boże były dla mnie wielce poruszające i zrozumiałam, że zdradzanie Boga rzeczywiście leży w ludzkiej naturze. Kochamy jedynie dobra materialne i pieniądze, status i sławę a nie miłujemy prawdy. Mimo iż nasza natura jest dla Boga odrażająca, nie zwraca On uwagi na nasze skażenie i skłonność do buntu, a patrzy na to, czy obecnie dążymy do prawdy, czy okazaliśmy skruchę i się zmieniliśmy. Bóg pragnie w pełni zbawić nas od wpływu szatana i wprowadzić do swego królestwa. Ja jednak nie ceniłam sobie Bożej łaski ani nie dążyłam do prawdy. Skupiona byłam na tym, by znaleźć dobrą posadę z wysoką pensją, pragnąc bogactwa i cielesnych wygód. Jakże byłam głupia! Jedynie prawda jest w stanie ocalić ludzi, obmyć nas z naszego skażenia, pozwolić nam odróżniać dobro i zło oraz uniknąć podstępów szatana i nie dozanć od niego krzywdy. Zrozumienie prawdy może nam pomóc poznać Boga, dowiedzieć się, jak żyć i jak odnaleźć sens ludzkiego życia. Uganianie się za pieniędzmi i dobrami doczesnymi oddaliłoby mnie jedynie od Boga, sprawiając, że byłabym tylko jeszcze bardziej zepsuta, chciwa i pobłażliwa dla siebie, tracąc tym samym szansę na zbawienie. Jak powiedział Pan Jezus: „Mówię wam też: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” (Mt 19:24). Nadmiar bogactwa i nazbyt wygodne życie to niekoniecznie coś dobrego. Jak mówi Księga Przysłów: „I szczęście głupich zgubi ich” (Prz 1:32). Pan Jezus ostrzegał nas: „Nie troszczcie się więc, mówiąc: Cóż będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: W co się ubierzemy? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Wie bowiem wasz Ojciec niebieski, że tego wszystkiego potrzebujecie. Ale szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6:31-33). Katastrofy cały czas przybierają na sile. Najważniejsze jest teraz, by wyposażyć się w prawdę i pracować ciężko przy wypełnianiu swego obowiązku. Pełniąc nasz obowiązek, musimy się starać odrzucić skażenie i podporządkować się Bogu, aby w Jego oczach stać się godnymi miana Jego stworzeń. Nic innego nie ma znaczenia ani wartości. Nauczyłam się też, że to, czy znajdę dobrą posadę, jest wyłącznie w rękach Boga. Byłam gotów podporządkować się Jego zarządzeniom i oddać się bez reszty w Jego ręce. Potem przeczytałam kolejny fragment słów Bożych: „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy będzie on pobłogosławiony, czy przeklęty. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Być pobłogosławionym oznacza zostać udoskonalonym i cieszyć się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Bycie przeklętym oznacza, że usposobienie danej osoby nie ulega zmianie po tym, jak doświadczyła ona karcenia i sądu. Wówczas nie doświadcza ona również doskonalenia, lecz otrzymuje karę. Jednakże bez względu na to, czy zostaną pobłogosławione, czy przeklęte, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś spełniać swojego obowiązku tylko dla uzyskania błogosławieństwa i nie powinieneś odmawiać działania z obawy przed tym, że zostaniesz przeklęty. Pozwólcie, że coś wam powiem: wypełnianie swego obowiązku przez człowieka oznacza, że robi on to, co należy. Jeśli zaś nie jest w stanie swego obowiązku wypełnić, wówczas jest to jego buntowniczość” („Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Nauczyłam się z tego fragmentu, że bez względu na to, czy Bóg zsyła nam szczęście, czy nieszczęście, musimy wypełniać nasz własny obowiązek i Boże posłannictwo. Jesteśmy za to bezwarunkowo odpowiedzialni. Kiedy się nad tym zastanowić, to doświadczywszy kilku niepowodzeń w poszukiwaniu stałej i odpowiednio płatnej posady, popadłam w prawdziwe przygnębienie oraz zniechęcenie, i nie chciałam już wypełniać swego obowiązku. Nie było to właściwe podejście do jego pełnienia. Bóg mówi nam, że, jako Jego stworzenia, wszyscy mamy obowiązek robić to, co do nas należy. Bez względu na to, jak Bóg nas doświadcza – może odczuwamy słabość, albo nie pojmujemy Jego woli – musimy wypełniać swój obowiązek. Jesteśmy stworzeniami Bożymi, które winny bezwarunkowo podporządkowywać się Bogu. Nie mamy żadnego prawa czegokolwiek od Niego wymagać, albo próbować dobijać z Nim targu. Robienie tego, co do nas należy, to nasz święty obowiązek jako stworzeń Bożych, a jego wykonywania nie mogą zbrukać żadne transakcje! To najzupełniej słuszne i właściwe, taka jest naturalna kolej rzeczy, tak jak dzieci mają obowiązki względem rodziców. Potem zaczęłam znacznie poważniej podchodzić do swego obowiązku, i naprawdę zabrałam się za szerzenie dobrej nowiny. Żyjąc w ten sposób, odczuwałam przemożny spokój. Pewnego dnia zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną do szkoły. Była to naprawdę prestiżowa placówka, i wiedziałam, że będę miała wysoką pensję, jeśli dostanę tę posadę. Jednak w czasie rozmowy rzekłam w sercu do Boga: „Boże, to Ty wszystkim zarządzasz. Bez względu na to, czy dobrze wypadnę na tej rozmowie, czy nie, nie żądam od Ciebie, abyś dał mi tę posadę. Pragnę jedynie podporzdkować się Twoim zarządzeniom. Nawet jeśli nie dostanę tej pracy, nadal będę Cię chwaliła i wypełniała swój obowiązek”. Kiedy podano rezultaty części pisemnej, znalazłam się w pierwszej piątce kandydatów. Byłam bardzo szczęśliwa. Kilka dni później, po części ustnej, okazało się, że mnie nie wybrano. Pewien znajomy powiedział mi, że to jemu dano tę posadę, i choć cieszyłam się ze względu na niego, to jednak byłam nieco rozczarowana. Prosiłam Boga, by dał mi spokój ducha, i strzegł mego serca, abym potrafiła podporządkować się Jego władzy. Po modlitwie odczuwałam błogi spokój i tamtego popołudnia poszłam, jak zwykle, pełnić swój obowiązek. Wiedziałam, że gdyby Bóg chciał, abym pracowała w tej szkole, dostałabym tę posadę, a w innym wypadku nie mogłabym jej dostać, choćbym nie wiem jak ciężko harowała. Byłam pewna, że wszystko było w rękach Boga, a nikt wszak nie ma nad Nim władzy. Kiedy myślałam o tym w ten sposób, odczuwałam tę wewnętrzną siłę i motywację, i naprawdę chciałam wypełniać swój obowiązek bez względu na wszystko i wywiązywać się ze swych zadań. To prawdziwie mnie nauczyło, że te trudne okoliczności były w gruncie rzeczy Bożą łaską i błogosławieństwem. Bóg kazał mi przez to wszystko przejść, aby poddać próbie moją wiarę, i przekonać się, czy w trudnych chwilach będę w stanie dochować wierności Bogu. Konfrontacja z faktami pokazała mi, jak wypaczona była moja wiara, oraz że potrafiłam oszukiwać Boga. Wskazówki zawarte w słowach Boga pomogły mi zrozumieć siebie samą i zupełnie odwrócić kierunek moich błędnych dążeń. Nigdy nie zdołałabym zyskać tego wszystkiego, wiodąc wygodne życie. Jestem tak bardzo wdzięczna Bogu za Jego miłość! Przypisy: a. Powrócić do brzegu: chiński idiom oznaczający „zawrócić ze ścieżki nieprawości”.
zapytał(a) o 19:21 Wierze w Boga, ale nie w kościół. Dlaczego? Macie taką sytuacje, że wierzycie w Boga (i jesteś chrześcijaninem), ale za to nie wierzycie w kościół? Dlaczego warto wierzyc w kościół, a dlaczego nie warto chodzić do kościoła? ;3 Odpowiedzi Bo w kościele są złodzieje w sukienkach. Ja znam osobę, która wierzy, ale nie chodzi do kościoła z powodu ksieży. To chyba największy powód.:D єנσу мє odpowiedział(a) o 19:28 Wierze w Boga, w kościół nie bo: kościół zarabia na nas...ma większe wypłaty niż Twoi rodzice razem wzięci.. :> Kościół= złodzieje Ja wierzę i w to i w to i jest mi z tym doobrze :D i wydaja kupę kasy na kościoły zamiast np. dla biednych ludzi ,chorych i dzieciaki z domu dziecka -,- . złodzieje najwięcej zarabiają dzięki pokrzywdzonych ludzi przez los bo myślą ze taki facet w sukience im coś pomoże , to nadzieja czy naiwność ? współczuję im wera_159 odpowiedział(a) o 23:31 Ja wierzę w Boga ale absolutnie nie w kościół ...Oni bardzo lubią wmawiać cos ludziom .Dla mnie rad na temat życia może udzielac mi tylko bóg a nie ksiądz co tak na prawdę [CENZURA] wie o życiu bo całe zycie miał dobrze ...! Wierzę w Boga i chodzę do Kościoła bo taka byla wola BogaSą tacy co nie chodza do Kościoła o im sie nie chce, po prostu maja to gdzieśA są tacy co ,,boją'' się księżyJa w swojej parafi mam księrzy super - ekstra więc nie wiem jak mają ci którzy w Kościele maja troche gorszych księrzy Uważasz, że ktoś się myli? lub
Czy wierzący katolik może zawrzeć małżeństwo w kościele z osobą innej wiary lub niewierzącą? Od czego to zależy? Jakie warunki muszą spełnić? Jak przebiegają procedury? Jak wyglądać będzie sama ceremonia ślubu?Co to jest małżeństwo mieszane?Małżeństwo mieszane to takie, w którym jedna strona jest ochrzczonym praktykującym katolikiem, a druga nie. Może to być osoba w ogóle nieochrzczona (także wyznająca inną, niechrześcijańską religię); osoba ochrzczona poza Kościołem katolickim (w innej wspólnocie chrześcijańskiej – na przykład prawosławna lub protestant); osoba, która formalnym aktem odstąpiła od Kościoła katolickiego; osoba, która wprawdzie nie odstąpiła od Kościoła formalnym aktem, ale deklaruje się jako niewierząca; osoba notorycznie takie dla strony katolickiej ma jednocześnie charakter prawny jak i sakramentalny, duchowy. Dla strony niekatolickiej pozostaje przede wszystkim aktem prawnym (choć nie zawsze w świetle prawa państwowego, ale to zupełnie osobne zagadnienie). Choć oczywiście nie wyklucza się jakiegoś duchowego jego wymiaru, wedle rozumienia strony niekatolickiej, o którym jednak nie jesteśmy kompetentni w żaden sposób orzekać. Dla obu natomiast ma niezbywalny charakter moralny, pociągający za sobą konkretne któraś ze stron zawarła uprzednio ślub kościelny, to może wstąpić w nowy związek małżeński tylko po przedłożeniu autentycznego i prawomocnego wyroku sądu kościelnego, orzekającego nieważność pierwszego Kościoła wobec małżeństw mieszanychKościół z zasady niechętnie jest nastawiony do małżeństw mieszanych, co znajduje swój wyraz w Kodeksie prawa kanonicznego, który różnicę wiary wymienia jako jedną z przeszkód zrywających, czyli uniemożliwiających zawarcie ważnego małżeństwa (por. KPK kan. 1086). Tudzież zabraniając zawierania takich małżeństw „bez wyraźnego zezwolenia kompetentnej władzy” (por. KPK kan. 1124).Niechęć Kościoła wobec małżeństw mieszanych nie wynika ze złośliwości. Motywacją jest przekonanie o tym, że małżeństwo (w ogóle) ma być i powinno być możliwie doskonałą jednością dwojga ludzi, którzy je narzeczeni, którzy pragną zawrzeć małżeństwo mieszane, już na wstępie różnią się w sprawach najbardziej istotnych, co w przyszłości może powodować między nimi konflikty. Zwłaszcza, kiedy minie już pierwsze zaangażowanie emocjonalne i przyjdzie im mierzyć się z realiami wspólnego drugie, z oczywistych względów, Kościół uważa wiarę za wartość pierwszorzędną, jako że od niej zależy życie wieczne człowieka. A zatem ją przede wszystkim uważa za swój obowiązek zabezpieczyć i jej bronić u swojego ochrzczonego dziecka, które zawierając małżeństwo mieszane, naraża się na realne trudności w wytrwaniu w wierze i jej praktykowaniu, tudzież przekazaniu jej ewentualnemu znaczy, że małżeństwo z niekatolikiem jest niemożliwe?Nie. Inaczej w ogóle byśmy o tym nie mówili. Kościół z zasady (i w oparciu o wielowiekowe doświadczenie) niechętny małżeństwom mieszanym, nie wyklucza jednak bezwzględnie możliwości zawarcia go. Uznaje bowiem naturalne prawo każdego człowieka do wyboru partnera w przyszłym też, jeżeli przyszli małżonkowie są świadomi czekających ich trudności i ich konsekwencji, oraz istnieją poważne, proporcjonalne racje przemawiające za udzieleniem zgody na takie małżeństwo, Kościół jej udziela (w formie dyspensy lub zezwolenia).Za poważną i proporcjonalną rację przemawiającą za udzieleniem zgody uważa się przede wszystkim sytuację, w której strona katolicka jest na tyle jednoznacznie zdecydowana zawrzeć związek małżeński z niekatolikiem, że w przypadku odmowy gotowa jest żyć w konkubinacie lub związku cywilnym. Ponieważ pierwszym prawem Kościoła jest zbawienie dusz, toteż dla uniknięcia takiego duchowego niebezpieczeństwa, udziela się w takich wypadkach zgody, o ile spełnione zostaną pewne istotne je omówimy, należy zauważyć, że wszystko to odnosi się do sytuacji, w której rzeczywiście jedna ze stron jest osobą faktycznie wierzącą i praktykującą, a nie tylko „katolikiem z nazwy”. W przeciwnym wypadku wszystko od początku ma charakter farsy i skutkuje zawarciem małżeństwa, które może i będzie ważne, ale z pewnością zawarte niegodziwie pod względem moralnym i uzyskać zgodę na zawarcie małżeństwa mieszanego?W toku przygotowań do zawarcia małżeństwa strona katolicka składa pisemnie rękojmię, czyli zobowiązujące oświadczenie, iż (nawet biorąc pod uwagę prawo strony niekatolickiej do poszanowania jej sumienia i dyktowaną przez prawo naturalne tolerancję wzajemnych przekonań):– zachowa własną wiarę,– usunie zagrożenia w jej praktykowaniu,– uczyni wszystko, co w jej mocy, by całe potomstwo zostało ochrzczone i wychowane w wierze prowadzący parę w przygotowaniach do zawarcia małżeństwa ma obowiązek zadbać o to, by narzeczeni zdali sobie sprawę, iż harmonia ich małżeńskiego współżycia będzie poważnie zagrożona przez zachodzące między nimi różnice – zarówno co do samej wiary, jak i co do oceny moralnej wielu istotnych spraw. Jego obowiązkiem jest także uświadomić ich, że mogą zaistnieć między nimi na tym tle sytuacje konfliktowe, w których żadne nie będzie chciało ustąpić, a strona katolicka pozostanie zobowiązana, by mimo tolerancji wobec poglądów współmałżonka i pragnienia zachowania zgody, nie dopuścić do tego, co w świetle wiary narusza prawo Boże i jest duszpasterz winien pouczyć obie strony o istotnych celach i przymiotach małżeństwa: jego jedności, czyli wyłączności i nierozerwalności. Stronę katolicką należy także pouczyć o sakramentalności małżeństwa. Tylko ją, gdyż tylko dla niej zawarte małżeństwo będzie miało charakter strona niekatolicka składa jakieś zobowiązania?To zależy, z kim konkretnie mamy do czynienia. Jeśli strona niekatolicka jest osobą należącą do innego wyznania chrześcijańskiego, to wystarczy, że zostanie poinformowana i poświadczy przyjęcie do wiadomości zobowiązań strony nieco ma się rzecz z osobami, które były ochrzczone w Kościele katolickim, ale deklarują się jako niewierzący lub ateiści; osobami, które formalnie odstąpiły od Kościoła katolickiego; osobami, które nie formalnie, ale praktycznie i publicznie odstąpiły od Kościoła, tak że fakt ich odstępstwa jest publicznie znany; osobami, które trwają notorycznie w karach kościelnych oraz z osobami, które ostentacyjnie nie praktykują wiary, choć być może deklarują się jako wierzące. W ich przypadku wymagane jest również złożenie pisemnego zobowiązania, że nie będą przeszkadzały katolickiemu współmałżonkowi w wyznawaniu wiary, wypełnianiu praktyk religijnych oraz w ochrzczeniu i wychowaniu całego potomstwa w Kościele ta wynika z dość logicznego przekonania, że w wypadku osoby, która porzuciła wiarę i jej praktykowaniu lub wprost odstąpiła od Kościoła, niebezpieczeństwo naruszania prawa Bożego jest większe, niż u kogoś, kto nie sprzeniewierzył się uprzednio akceptowanym przekonaniom, i u kogo można w tym względzie słusznie domniemywać istnienie dobrej niekatolicką należy zachęcić do wzięcia udziału wraz z przyszłym katolickim współmałżonkiem w tzw. naukach przedmałżeńskich. Choćby w tym celu, by mogła lepiej poznać i zrozumieć wartości osoby, z którą pragnie się związać. Nie należy jednak jej do tego gdy któraś ze stron odmówi złożenia zobowiązań?W normalnym toku przygotowań obydwie strony podpisują przyrzeczenia i/lub oświadczania w trzech egzemplarzach, z których jeden załącza się do protokołu przedślubnego, drugi wysyła do kurii diecezjalnej z prośbą o zgodę na małżeństwo mieszane, a trzeci przekazuje się stronom (katolickiej – jej zobowiązania; niekatolickiej jej zobowiązania lub oświadczenie).Jeśli strona katolicka odmawia złożenia zobowiązań, oznacza to praktycznie koniec starań o zgodę na zawarcie małżeństwa mieszanego. Jeśli strona niekatolicka odmawia złożenia podpisu pod oświadczeniem o przyjęciu do wiadomości zobowiązań strony katolickiej, to duszpasterz sam może poświadczyć, że została ona z nimi zaznajomiona. Ma jednak obowiązek odnotować w prośbie o zgodę na zawarcie małżeństwa ową strona niekatolicka, zaznajomiwszy się ze zobowiązaniami przyszłego katolickiego współmałżonka, wyraźnie oświadcza, że będzie świadomie przeciwdziałać ich realizacji, duszpasterz ma ze spokojem wyjaśnić jej, że nie można w ten sposób wystawiać dopiero zawiązującego się związku małżeńskiego na sytuację konfliktową. Jeśli i to pouczenie nie odniesie skutku, duszpasterz, zbadawszy dokładnie powody takiego stanowiska strony niekatolickiej, za pośrednictwem ordynariusza przedstawia sprawę do rozstrzygnięcia Sekretariatowi Prymasa Polski. Ten z kolei sprawy o wyjątkowo trudnym charakterze przekazuje watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny zauważyć na marginesie, że udzielanie dyspens i zwolnień nie jest tylko aktem prawnym, ale także okazaniem przez Kościół zaufania przyszłym współmałżonkom i wyrazem życzliwości wobec nich i ich związku, mimo dostrzegania realnych trudności, jakie mogą napotkać na swojej to wszystko załatwia?Jak można wywnioskować ze wszystkiego, co już zostało powiedziane, całością procedur zajmuje się duszpasterz. To on pisze prośbę o dyspensę lub zezwolenie na zawarcie małżeństwa mieszanego, adresowaną do ordynariusza miejsca jednej ze stron. W prośbie tej zawiera dane personalne narzeczonych, słuszny powód do udzielenia zgody na ich małżeństwo, ewentualnie nazwę wspólnoty religijnej strony niekatolickiej, a także krótką charakterystykę religijności lub światopoglądu obu piśmie tym duszpasterz ma także w razie czego ująć (o ile się pojawiły) trudności w ustaleniu faktu chrztu, stwierdzeniu stanu wolnego lub złożeniu rękojmi/oświadczeń u którejkolwiek ze stron. Do tej prośby dołącza się wspomniane już uprzednio podpisane egzemplarze rękojmi/oświadczeń. W osobnym piśmie duszpasterz przedstawia w razie potrzeby inne przeszkody kanoniczne, jeśli takie wynikły w toku badania wygląda sam ślub?Co do zasady małżeństwo mieszane powinno zostać zawarte według właściwej formy kanonicznej (czyli odpowiedniego obrzędu przewidzianego w katolickim rytuale zawierania małżeństwa), jednak poza mszą świętą. Jeśli strona katolicka pragnie, aby zawarcie małżeństwa dokonało się podczas mszy, musi zwrócić się o to z osobną prośbą do ordynariusza (także przez pośrednictwo duszpasterza).Strona niekatolicka (jeśli nie jest chrześcijaninem) nie wykonuje gestów religijnych, nie odpowiadana na wezwania liturgiczne i nie włącza się w modlitwy. Nie przyjmuje oczywiście również Komunii Świętej, a przysięgi małżeńskiej nie kończy formułą „Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci”.W celebracji może uczestniczyć kapłan, diakon lub minister (posługujący) niekatolicki, ale nie spełnia on żadnych funkcji w toku akcji liturgicznej. Niedopuszczalne jest także, aby każda ze stron wykonywała swój obrzęd, ani też by po obrzędzie katolickim (lub przed nim) miał miejsce inny obrzęd religijny dla wyrażenia (lub odnowienia) zgody przypadku naprawdę uzasadnionych trudności ordynariusz strony katolickiej może dyspensować ją od obowiązku zachowania formy kanonicznej zawarcia małżeństwa na rzecz jakiejś innej publicznej formy jego zawarcia. Może to być zawarcie małżeństwa we wspólnocie strony niekatolickiej, w urzędzie stanu cywilnego, a nawet „w gronie rodzinnym w formie religijnej, pod warunkiem, że rzecz dokona się w obecności świadków, którzy będą mogli publicznie poświadczyć o fakcie zawarcia małżeństwa”. Są to jednak wypadki bardzo rzadkie.
Wierze w boga, a nie w kosciol. Autor Wiadomość Wierze w boga, a nie w kosciol. Spotkalem ostatnio interesujaca osobe. Mlody niemiec, kurcze chlopak inteligentny az milo, stypendysta, robi master z microsystems. Wierzacy, krzyz na szyi... raz siedlismy do flaszeczki i tak ogolnie zeszlismy na tematy wiary. Powiedzial mi cos takiego: "Wiesz co? Ja postepuje wg bibli. Czytam ja codziennie, wiara w boga daje mi sile. Tylko nigdy nie moglem sie doczytac, gdzie w bibli jest napsiane ze mamy sie sluchac tego tworu, jakim jest kosciol jako instytucja. Biblia sama w sobie mowi mi jak zyc, nie potrzebuje jeszcze tysiecy ludzi narzucacjach mi swoje interpretacje i odczucia. Jest papiez, nastepca swietego piotra i to jest w bibli... ale cala ta reszta?". W sumie spodobalo mi sie to... powiedzcie mi, wierzacy, jak na to patrzec? Crosis Musze nadmienic, ze gdybysmy wszyscy mieli w sobie tyle dobra i zyczliwosci do innych, co Heiko, swiat bylby o wiele piekniejszy. Kryzys Pt lip 29, 2005 21:59 1KOR13 Dołączył(a): Pt mar 25, 2005 15:52Posty: 586 Jak na to patrzeć to ja Crosisie niestety nie powiem, ponieważ nie możesz patrzeć na sprawę inaczej, jak tylko z własnej perspektywy. Tobie się takie podejście podoba, mi raczej niekoniecznie... Cóż, uważam, że ta sama Biblia na którą się powołuje Twój kolega stwierdza coś zupełnie innego. Kwestia interpretacji . Pozdrawiam, 1KOR13 Pt lip 29, 2005 22:02 Anonim (konto usunięte) No wlasnie, kwestia interpretacji. Ale z drugiej strony, nie lamie on zadnego nakazu jaki jest w bibli. To mnie zastanawia... jak to zostanie "osadzone". Czy zyjac dobrze, a wierzac tak jak on, bedzie on z innymi zrownany na sadzie ostatecznym? Uznaje slowa papieza itd, ale na tym to sie u niego konczy. Poza tym jednak, jesli on Ci tego sam nie powie, wezmiesz go za wzorowego katolika. Crosis Pt lip 29, 2005 22:05 1KOR13 Dołączył(a): Pt mar 25, 2005 15:52Posty: 586 Cytuj: Czy zyjac dobrze, a wierzac tak jak on, bedzie on z innymi zrownany na sadzie ostatecznym? A czemu miałby nie być zrównany? Nie mnie kogokolwiek osądzać. Nie widzę jednak powodu, dla którego z niewiary w Kościól miałoby wynikać potępienie... Kościół jest pomocą w drodze do zbawienia, ale nie jest koniecznością, bowiem liczne pierwiastki uświęcenia znajdują się także poza Kościołem katolickim (konstytucja Lumen gentium )... Pt lip 29, 2005 22:11 meritus Dołączył(a): Cz sie 05, 2004 17:05Posty: 1914 Jezus o tych, których powołał: Cytuj:Łk 10:1616. Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie do św. Piotra:Cytuj:Mt 16:18-19Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w Paweł:Cytuj:Ef 3:10-11Przez to teraz wieloraka w przejawach mądrość Boga poprzez Kościół stanie się jawna Zwierzchnościom i Władzom na wyżynach niebieskich - zgodnie z planem wieków, jaki powziął [Bóg] w Chrystusie Jezusie, Panu 5:25-27Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i Kor 3:17Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście. Pt lip 29, 2005 22:34 Andr2ej Dołączył(a): N lip 10, 2005 15:26Posty: 381 Uważam że każdy otwarty na Pismo Święte i poszukujący prawdy wcześniej czy później powinien dojść do tego iż Chrystus chciał założyć i założył Swój Kościół. Obiecał nam także Swoją obecność w nim, opiekę i prowadzenie. Bez kościoła i jego mądrości każdy interpretowałby sobie Biblię tak jak mu pasuje. Pod swój egoizm. Kościól stawia wymagania bo świętość to ciągłą praca nad sobą. Niestety wielu się to nie podoba. Wciąż chcieliby po swojemu czyli na skróty. PS. Zawsze prz takiej okazji przypominam historię Edyty Stein, żydówki, która zgłębiając filozofie odkryła jaka jest prawda. To odkrycie całkowicie odmieniło jej życie. Nawróciła się na katolicyzm i wstapiła do zakonu. _________________Bóg - jest miłością Jeżeli zło nie jest napiętnowane rozzuchwala się. Pt lip 29, 2005 22:39 Xenotym Dołączył(a): So kwi 23, 2005 17:37Posty: 820 Re: Wierze w boga, a nie w kosciol. Crosis napisał(a):"Wiesz co? Ja postepuje wg bibli. Czytam ja codziennie, wiara w boga daje mi sile. Tylko nigdy nie moglem sie doczytac, gdzie w bibli jest napsiane ze mamy sie sluchac tego tworu, jakim jest kosciol jako instytucja. Przekaż w moim imieniu (ups... katolika niepraktykującego), że Twój sympatyczny kolega.. nigdy by Biblii nie przeczytał gdyby nie było kościoła (no chyba, że byłby historykiem wyspecjalizowanym w mitologii wczesnochrześcijańskiej) _________________To beer, or not to beer? This is a question. Pt lip 29, 2005 23:07 Anonim (konto usunięte) Widzisz, tylko patrzac na niego, on nie wydaje sie isc na skroty. Poza tym kosciol uznaje, ale bardziej w roli wsparcia, niz interpretatora. Jak to sie wyrazil, kosciol chrystusowy tworza ludzie w modlitwie. jest nastepca piotra i jego kaplani, ale tego zrobilo sie za duzo. Za duzo wg niego zrobilo sie encyklik, zbyt wiele zaczeto "dokladac" do ogolnej wiary w imie pewnych interpretacji. Sam nie wiem, ale jako dla ateisty ma to dla mnie sens. Nie wyklucza on roli kosciola, ale bardziej uznaje go za wspolnote niz organizacje o takim wygladzie jak teraz. Wg niego glowne prawdy w bibli sa takie, aby kazdy mogl je wg swojego sumienia interpretowac i stosowac, a wyniki osadzi bog. Sam jednak powiedzial: pewne rzeczy sa tak oczywiste, ze nie wymagaja interpretacji. Crosis Pt lip 29, 2005 23:10 Anonim (konto usunięte) Xenotym, powiedzialem ze on nie neguje kosciola jako wspolnoty... ale uwaza, ze za daleko posunal sie w sensie biurokratycznymi formalnym. Crosis Pt lip 29, 2005 23:11 Xenotym Dołączył(a): So kwi 23, 2005 17:37Posty: 820 Crosis napisał(a):Xenotym, powiedzialem ze on nie neguje kosciola jako wspolnoty... ale uwaza, ze za daleko posunal sie w sensie biurokratycznymi formalnym. Crosis Doskonale to rozumiem i doskonale się z tym nie zgadzam... sam się zastanawiałem, dlaczego Papież obecny i poprzedni nie unowocześnili Kościoła, nie złagodzili doktryny. I po jakimś czasie sobie odpowiedziałem - Cóż byłby to za Kościół, który by doktrynę do mody ustawiał. I choć nie jestem zaangażowany w praktykę kościelną (nie potrafię wytłumaczyć co mnie w tym nie pasi – tak jest i tyle) - to Kościołowi serdecznie kibicuję. Bo to właśnie Kościół ustami Papież (naszego) uzmysłowił mi jak bardzo w tym trendzie do nowoczesności mijamy się z istotą człowieka - jego sensem istnienia. Mnie moje własne zbawienie specjalnie nie obchodzi. Pragnąłbym jedynie by człowiek znów stał się człowiekiem. Takie modne dziś sprawy aborcja, eutanazja, kara śmierci – cholera – nikt mnie nie przekona, że z komórki powstała istota ma jakiekolwiek prawo by obcinać w nienaturalny sposób – w zakres życia innego człowieka. Mnie idzie o to, że głos merytoryczny właśnie KK mi coraz bardziej odpowiada (z pewnymi zastrzeżeniami). _________________To beer, or not to beer? This is a question. Pt lip 29, 2005 23:35 Anonim (konto usunięte) Wiesz, przetlumacze mu Twojego posta i zobaczymy co z niego wyniknie. Z tego jednak, o czym z nim rozmawialem, to wlasnie taka role kosciola widzi - wskazowki, drogi... ale bez tych wszystkich encyklik, nie jako instytucji sadzacej ludzi. On widzi kosciol jako wspolnote, ktora wypowiada sie przez papieza o pewnych czynach, postawach, jednak czlowiekowi i jego sumieniu pozostawiajaca ocene, ktora potem zweryfikuje bog na sadzie ostatecznym. Crosis Pt lip 29, 2005 23:50 wiking Dołączył(a): Pt lis 12, 2004 21:57Posty: 2184 Drogi Crosis Jak juz bylo wspomniane sama Biblia mowi o Kosciele. Chrystus zostawil nam tez Eucharystie, czyli swoje cialo i krew, bez ludzi ktorym moc to przemieniac nie mielibysmy mozliwosci tego otrzymac. Jak wspomnial Xenotym bez Kosciola nie bylo by Pisma Swietego, pierwsze teksty powstaly jakies 20 lat po powstaniu Kosciola. Samo Pismo Swiete jest wiec owocem zycia wspolnoty, ktora juz zaczela miec swoja organizacje i hierarchie. Wiele listow powstawalo jako odpowiedz na konkretne problemy danych kosciolow, inne rzeczy byly przekazywane ustnie. Ta ustna tradycja, tak jak sam przyklad tych pierwszych swiadkow nie jest zapisany w Pismie Swietym, ale jest przekazywany w liturgii i teologii chrzescianskiej. Pt lip 29, 2005 23:53 Anonim (konto usunięte) No i przeciwko temu on nie ma nic przeciwko. Sprzeciwia sie natomiast "uinstytucjonalnieniu" kosciola, ktory od czasu powstania przeszedl dluga droge, ktora w niektorych momentach przyblizala go, a czasem oddalala od pojedynczego czlowieka. Ja dostrzegam dwa koscioly - kosciol jako wspolnote, wiernych, ktorzy tworza wierni razem z kaplanami, to co opisal Xenotym. I drugi kosciol, jako instytucje, ktora juz z ta wspolnota ma niewiele wspolnego. Crosis Pt lip 29, 2005 23:55 ania Dołączył(a): Pt lis 14, 2003 18:48Posty: 217 Cytuj: Bo to właśnie Kościół ustami Papież (naszego) uzmysłowił mi jak bardzo w tym trendzie do nowoczesności mijamy się z istotą człowieka - jego sensem istnienia. Hmm dotknąłeś tutaj bardzo interesującej , co jest istotą człowieka jego sensem istnienia?Cytuj:Pragnąłbym jedynie by człowiek znów stał się człowiekiem. Czyli ... Napisałeś "znów" tzn., że kiedyś człowiek był człowiekiem kiedy to było i co to znaczy: być człowiekiem?Cytuj:Mnie idzie o to, że głos merytoryczny właśnie KK mi coraz bardziej odpowiada (z pewnymi zastrzeżeniami). Czy mogłbyś nam zdradzić jakie to są zastrzeżenia? Crosis Wierzyć można tylko w Boga. W kościół się nie wierzy. Kościołem się jest. So lip 30, 2005 0:03 Anonim (konto usunięte) No wlasnie... kosciolem sie jest. Ja patrzac z boku dostrzegam wlasnie ta roznice. Kosciol wspolnota, ktorym sie jest, i kosciol ogranizacja, do ktorej sie nalezy. Crosis So lip 30, 2005 0:06 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
nie wierze w kościół